Zawsze można coś zrobić...

Jezus karmi wielkie tłumy  

    Przeglądałam dziś Internet w poszukiwaniu adresu najbliższego banku żywności. Zaskoczyło mnie ile takich miejsc jest w tym mieście i jak wiele chrześcijańskich wspólnot z takimi bankami współpracuje. Niektóre mają punkty do których ludzie przynoszą jedzenie a wolontariusze z banku przyjeżdżają po nowe zasoby, inne otrzymują od banku jedzenie i rozdają je potrzebującym.
Najbardziej zbudowała mnie wspólnota kilku starszych sióstr zakonnych, która otworzyła swój mały klasztor dla potrzebujących. Zorganizowała grupę pomocników, którzy przychodzą pakować paczki i pomagają je rozdawać potrzebującym. W informacji kim są te siostry było takie, jak dla mnie bardzo trafione zdanie: "Naszym głównym celem i posługą jest dzieło rozmnażania chlebów i ryb..." !
Zaczynały od rozdawania małych paczek z żywnością 12 osobom tygodniowo, teraz liczba ta wzrosła do 250-300 tygodniowo... 
Ile to razy myślę sobie jak przytłaczające i zaślepiające jest poczucie bezradności... Tłum potrzebujących... biednych i chorych...oraz  moje niby nic... 
Jak bardzo niby nic!!!
Okazuje się, że wystarczy tak mało... i trochę odwagi...
Dziś odezwała się pacjentka, której towarzyszyłam w walce z chorobą... napisała, że choroba wróciła i czeka ją operacja, ale nie traci nadziei... a wspomnienie naszych spotkań dodają jej sił nawet teraz gdy mnie tam z nią nie ma... 
kilka chlebów i dwie ryby... i mnóstwo sposobów aby nakarmić nimi tłum... 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WDZIĘCZNOŚĆ

stare i nowe Mt 9,14-17

Ociężałe serce…